ANTONI KENAR Z UCZNIAMI, FRAGMENT FILMU

KONSTANTEGO GORDONA „SZKOŁA KENARA”, 1958

nam zastanowić się: jak by to zrobił Kenar? [...]

Władysław Hasior, „Życie i Myśl” 1965 nr 11


- Antek przyszedł. Dosłownie w całym schronisku zapanowała radość. Jakby ten słoneczny wielkanocny poranek stał się przez to jeszcze słoneczniejszy. Leniuchujący dotąd pod kocami taternicy zaczęli łapać i wkładać na siebie co tam który miał pod ręką z garderoby, aby czym prędzej zejść na dół. Wtedy to po raz pierwszy zobaczyłam Antka, o którym przedtem tyle słyszałam. Siedział na werandzie, w jasnym drelichowym ubraniu, ze spaloną na brąz twarzą, z tym swoim charakterystycznym kosmykiem niesfornych włosów opadających na oczy. Wysoki i przy każdym ruchu tak przedziwnie zgrabny i zręczny. Prosty i małomówny, a w tym co mówił – niepowtarzalny. Spędził z nami kilka dni. Był naszym oczkiem w głowie, podziwialiśmy go, uwielbiali i wodzili za nim wzrokiem. Ale on chyba tego nawet nie dostrzegał, zawsze jakby trochę nieobecny, zapatrzony w swój własny świat. Mimo to z ogromnym wyczuleniem reagował na potrzebę pomocy z czyjejkolwiek strony; nienawidził histerii i urojonych egocentrycznych cierpień, ale jeżeli kogoś naprawdę coś bolało – od razu spoczywało na nim baczne spojrzenie Antka i następowała dyskretna a wnikliwa próba „zaradzenia”. Nie chodził już wtedy wyczynowo na trudne wspinaczki – widocznie nie odczuwał już tej psychicznej potrzeby. Ginął za to na całe dnie, buszując po lasach, kotłach skalnych i upłazach, wracał stamtąd coraz bardziej spalony słońcem, pełen opowieści o zwierzętach, ptakach, turniach, chmurach, przynosił w plecaku dziwne formy drzewne, huby i gałęzie, z których potem powstawały w jego rękach dowcipne stwory. Nie mogłam później pogodzić się z okrucieństwem losu,  który  na   tyle  lat  pozbawił  go   kontaktu  z  górskim  światem,

4 / 20