REPORTER TELEWIZJI FRANCUSKIEJ

W PRACOWNI SZKOLNEJ, 1958, TEMPERA

przykuwszy go do łóżka z powodu gruźlicy kolana. Właśnie ten Antek, który rozumiał głosy drzew, potoków, traw jak chyba nikt inny, który nigdy nie usiedział w schronisku nawet w najgorszą pogodę, który tak chodził po górach jak chodzi cień od chmury. Unieruchomienie musiało być dla niego straszne.

A jednak nie dał się złamać – zachował dla drugich uśmiech, rysował, malował, lepił garnki, był duszą swojej szkoły. Przychodziłam wtedy często do niego opowiadając mu drobne i wielkie przygody ze swoich górskich wędrówek. Lubił to bardzo, rozjaśniał się, mogliśmy godzinami opowiadać sobie o górach. Gdzież jeszcze potem Antek nie był? Nawet ze sztywną i krótszą nogą – i na Świnicy, i w Pięciu Stawach, na Kozim i na Fajkach i na wielu nieuczęszczanych ślicznych ścieżkach reglowych. Nawet naznaczony ostatnią nieodwracalną chorobą – gór nie porzucił do końca. Na ostatniej włóczędze w reglach był na kilka miesięcy przed śmiercią. Myślę, że nikt z tych, którzy go znali w górach – nie będzie mógł znaleźć się w Tatrach i o nim nie pomyśleć.

Róża Drojecka


Przyjechali prawie wszyscy absolwenci szkoły. Ciasno otoczyli grób otwarty. Tłum zwielokrotniali młodsi. Jeszcze uczniowie. Oni byli Jego wielką miłością. Powiecie – tandetne słowa. Ale ja słyszałem jego słowa. Widziałem oczy i dłonie. Przy zwykłych szkolnych korektach. Rzeźba była jeszcze kłodą. I wtedy jeden Jego gest czy kilka słów osaczało ucznia pasją. Wyzwalało własną twarz. Kenar tropił indywidualności żarliwie. I mądrze stawiał klarowny problem plastyczny.  Prowokował  inteligencję  ucznia.  Nie  zawsze  się  udało.

5 / 20