ANTONI KENAR Z UCZNIAMI, FRAGMENT FILMU
KONSTANTEGO GORDONA „SZKOŁA KENARA”, 1958
„jednorazowych, niepowtarzalnych przeżyć” – jak sam to notuje: „zawsze chodzi o to, żeby nowa forma stała się treścią, po tym treść nabiera z powrotem formy, stylu – i treść martwieje w formie, stąd wynika ciągła potrzeba walki ze starymi formami i często rzezi; - przychodzą co jakiś czas rozsądni barbarzyńcy i rozkurzają starą cywilizację, w której formy przerosły treść, albo maskują różne draństwa; - ale treścią w sztuce nie jest to, że jedna „baba drugiej babie” – treścią w sztuce jest forma, jednorazowe, niepowtarzalne przeżycie twórcze, - forma często tak ordynarna jak nowa, szokująca jak dopiero co narodzone dziecko …” Kenar swobodnie przekraczał uroczyste konwencje sztuki, przechodził ponad granicę rzeźby i malarstwa, formował przestrzeń swego ogrodu ciosaną z pnia drzewa ławą, a jednocześnie zamierzał ustawiać wielkie pnie – menhiry, rzeźby, na stokach nieograniczonej, otwartej przestrzeni.
Świadomość konfliktów dzisiejszego życia, całkowania się form i celów, techniki, kultury jednostki i ogółu – zmuszała Kenara do wiązania, chwytania tych skłębionych nici rozwoju, szukania kategorii jakości życia, ładu i poetyki. Uśmiechem pogodnym chciał objąć i dramat moralnej sprawy człowieka – dziecka, kształt życia codziennego i bezwzględne kategorie sztuki. Ostatnio rysował pamiętnik z Iwonicza – urywki zapamiętanych ludzi i kraju dzieciństwa – rysował prosto i już bez ciężaru artyzmu. Ostatniego września siedzieliśmy z Kenarem przy stole. Na cały pokój, na półki z barwną ceramiką, na rozłożone rysunki na stole – rzucała szare, migotliwe cienie sieci lampa zamknięta w więcierzu. Byłem wtedy pod wrażeniem widzianego w górach zjawiska – od polskiej strony szczytu Wołowca kotłowały się ciężkie, biało – czarne mgły, od czeskiej strony było jasno i słonecznie. Stojąc na grani, zobaczyliśmy na dole, na mgłach, małe cienie naszych postaci opromienione kręgami wielkiej, tęczowej aureoli, podnosząc ręce do góry,