W PRACOWNI SZKOLNEJ, 1958, TEMPERA

widzieliśmy jak ich cienie układają się stopniami na kręgach barw tęczy – tworząc jakby olbrzymie skrzydła serafinów. Górale mówią, że nikt żywy nie może zobaczyć po raz trzeci tego światła w górach. Kenar opowiadał o górach, przypominał swoje zabawy w „klepanie kozic” zaganianych w stromizny zawalonych śniegiem żlebów. Rozmawialiśmy o lesie Wantule, jak się potem okazało – ostatnim jego spacerze w góry. Wracałem nocą od Kenarów – stromą, oblodzoną ścieżką nad potokiem, którą co dzień szedł do szkoły.

Bohdan Urbanowicz

Z Antonim Kenarem poznaliśmy się w 1920 roku, jako uczniowie szkoły „drzewnej” – tak nazywali górale Państwową Szkołę Przemysłu Drzewnego w Zakopanem. Szkoła ta w zakresie rzeźby miała podział na figuralną i ornamentalną snycerkę. Kenar był na dziale ornamentu. Istniała wtedy wśród uczniów śmieszna dziś opinia, że figuraliści są czymś ważniejszym w hierarchii szkoły – a przecież polegało to na 5-letnim kopiowaniu modeli gipsowych, aby jako finał nauki, skopiować Wenus Milońską. W dziale ornamentu nauka zaczynała się od kopii „wolich oczek” aż do ornamentu góralszczyzny, stosowanej do każdego przedmiotu użytkowego. Większość kończących tym systemem szkołę całe życie robiła tzw. „pamiątki z Zakopanego”. Część absolwentów wyszła na znakomitych snycerzy. Niektórzy – po dalszych studiach – są znani w sztuce polskiej.

Objęcie szkoły przez Karola Stryjeńskiego w wyraźny sposób przerwało ten „wiedeński” sposób nauczania. Nie stało się to bez oporów części nauczycieli i starszych uczniów. Stryjeński oparł swe dążenia na buntujących się młodych, wśród których Kenar był głównym entuzjastą nowych poszukiwań w nauce rzeźby. Talent Antoniego  Kenara,  jego  „złote  rączki”  i  fantazja   potrafiły  od  tego

17 / 20